No właśnie, jak to jest z tymi auotorytetami? Za kim powinniśmy podążać, a czyje zdanie nie powinno wywierać na nas wpływu? Chodzi mi konkretnie o autorytety w kwestii treningów, diety i szerokopojętego healthy lajfstajlu.
Dla mnie autorytet to ktoś, kto kilka lat wykonuje daną czynność i prócz wiedzy teoretycznej, posiada także tę praktyczną, nabytą dzięki swojemu doświadczeniu i nauce na własnych błędach. Nijak nie trafia do mnie opinia osób, które ćwicząc pół rok czy rok, udzielają rad, jak wykonywać dane ćwiczenia albo jak dobrać trening pod kątem uzyskania konkretnego typu sylwetki (wat?!).
Wszystko zaczyna się od tego, że ludzie lubią sobie skracać drogę do celu i słuchają wybiórczo - najczęściej tego, co chcą usłyszeć i tego, co jest dla nich wygodne. To samo dotyczy inspirowania się zdjęciami. Zauważcie, że na większości fanpejdży jako inspiracje możemy znaleźć głównie zdjęcia dziewczyn, które są po prostu chude i coś tam sobie ćwiczą, ale mięśnia to ja tam nie widzę. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdemu musi się podobać wytyrane kobiece ciało, ale ja te wątpliwe inspiracje widuje na fanpejdżach blogów, które zdecydowanie są naszpikowane wpisami o treningu z ciężarami. I nie chodzi o różowe hantelki. Nie chcę generalizować, bo zdarzają się wyjątki, które się już jakiś czas temu określiły i są konsekwentne, zmierzam do tego, że dużo ludzi, którzy na siłowni stawiają dopiero pierwsze kroki - żeby była jasność, dla mnie pół roku czy rok to nie jest wystarczający czas, żeby nabyć odpowiednią wiedzę i doświadczenie - staje się autorytetami w dziedzinie fitnessu i ogólnie w temacie treningu siłowego. Moim zdaniem taka osoba sama jeszcze nawet nie wie, że nie robi tego wszystkiego dobrze. Technika w teorii i praktyka są od siebie bardzo oddalone, a to oznacza, że trzeba trochę tego złomu przerzucić, zanim zacznie się udzielać rad. A tak naprawdę, i tak większości dziewczyn marzy się takie..
...a nie takie ciało:
Takie zbłąkane owieczki piszą więc do, powiedzmy, blogerki siłowej, że tak się wyrażę, ona mówi im co mają robić i wtedy od razu zaczyna się popłoch, bo one nie chcą wyglądać jak ten babochłop na drugim zdjęciu.
Ogólnie na razie mniej jest blogerek, które rzeczywiście znają się na rzeczy, a jeśli same się nie znają, to przyznają się do tego, że ktoś im w osiągnięciu tego sukcesu pomaga. Bez niepotrzebnego huraoptymizmu i słodzenia. To mi się podoba. Takich blogów ciągle szukam i ciągle jest mi mało. Więc jak znacie jakieś blogi, na których baby robią robotę, dajcie znać w komentarzach.
Pozdrawiam!