Jak wiecie, można się uzależnić od różnych substancji - od czekolady, kawy, słodyczy (alkohol, papierosy i inne używki to oczywista sprawa....), ale również od czynności, takich jak granie w gry komputerowe oraz... ćwiczenia fizyczne. Dlaczego poruszam ten temat? Otóż, jeśli śledzicie mojego bloga wiecie, że zarobiłam kontuzję lędźwiowego odcinka kręgosłupa, teraz już jest ok, ale nadal nie powinnam ćwiczyć. Abstynencja trwa u mnie już około dziesięciu dni, strasznie mi to nie pasuje, bo zazwyczaj ćwiczę 5-6 dni w tygodniu, a teraz tyyyyle czasu się opierniczam... Szczerze mówiąc prawie spędza mi to sen z powiek, bo mam wrażenie, że od razu zacznę tyć albo zrobię się sflaczała. Dzisiaj pomyślałam, że nie powinno tak być i przyszło mi do głowy, że istnieje coś takiego jak uzależnienie od ćwiczenia. Zagadnienie to zainteresowało mnie na tyle, że postanowiłam na ten temat poczytać. Znalazłam kilka wzmianek, na przykład na Wirtualnej Polsce, ale było to coś w rodzaju krótkiej notatki, nie popartej żadnymi badaniami. Natknęłam się także na rozdział książki 'Psychiatria polska' ściśle dotyczący uzależnienia od ćwiczeń fizycznych oraz objawów temu towarzyszących.
Z uzależnieniem od sportu mamy do czynienia wtedy, gdy dana osoba ćwiczy regularnie niezależnie od okoliczności. Nie ma znaczenia, czy doznała kontuzji czy jest chora, trening musi się odbyć i tyle. Aktywność fizyczna zaczyna dominować w życiu takiej osoby, wpływa na pogorszenie kotaktów z ludźmi oraz inne dziedziny życia. Takie zjawisko jest też nazywane ćwiczeniem kompulsywnym lub przymusowym. Autorka publikacji przytacza przykład eksperymentu, w którum wzięła udział grupa studentów ćwicząca 3-4 razy w tygodniu. Po miesiącu przerwy w treningach zaobserwowano u nich pogorszenie nastroju, pogorszenie jakości snu oraz nerwowość, co zostało zinterpretowane jako objawy odstawienia (tak wiem, strasznie to brzmi...).
Ciekawostką jest to, że uzależnienie od ćwiczeń częściej jest rozpoznawane wśród osób uprawiających dyscypliny tlenowe. Dowiedziałam się również, że rozróżniamy dwa rodzaje uzależenienia. Pierwotne występuje wtedy, kiedy ćwiczenie stanowi najważniejszy cel. Wtórne natomiast, gdy ćwiczenie jest środkiem do osiągnięcia mnieszej masy ciała.
Jeśli chodzi o sam mechanizm powstawania takiego uzależnienia, jest on taki sam, jak w przypadku innych nałogów. Najpierw wystarcza nam krótki trening, potem coraz bardziej zwiększamy jego objętość, bo nasza tolerancja wzrasta, a gdy musimy zaprzestać treningu, z przyczyn na przykład zdrowotnych, pojawia się depresja, drażliwość oraz inne objawy towarzyszące abstynencji. Teraz pewnie zadajecie sobie pytanie, jak to może być szkodliwe? Przecież idea sportu właśnie na tym polega, żeby stale podwyższać sobie poprzeczkę, stawiać nowe cele i robić coraz więcej. Nie ma w tym nic złego, ale tylko wtedy, jeśli podczas osiągania celu nie działamy na swoją szkodę. To właśnie odróżnia zdrowe podejście od uzależnienia, które jest świadomym wyrządzaniem sobie krzywdy. Ja bardzo często mam problem z określniem, czy powinnam sobie dać spokój, bo coś mnie boli czy może mam być twarda, nie 'miętka', wziąć się w garść i zrobić ten trening. Wydaje mi się, że w tym wypadku czasem lepiej zrobić mniej, bo jeden odpuszczony trening niczego nie zmieni. Tak samo jak po jednym odbytym treningu nie schudniemy; potrzebna jest ciągłość, więc dopiero po dłuższym czasie coś by się zmieniło.
Podczas treningu nie tylko poprawia się nasza sylwetka i ogólna kondycja organizmu. Wydzielają się również endorfiny, dzięki którym poprawia się humor i samopoczucie, więc jest to zaburzenie w sferze psychicznej, ponieważ uzależaniamy się od tego wspaniałego uczucia, które towarzyszy nam po treningu. Przez to, że ciagle chcemy odczuwać ten błogi stan, możemy się zagalopować i stracić zdrową ocenę sytuacji. Mnie te objawy nie dotyczą, nie mam też problemów z relacjami z ludźmi, ale zbyt poważnie do tego podchodzę i jest to dla mnie sygnał, że muszę trochę wyluzować, bo moje życie od tego nie zależy.
Nie chcę się czepiać, ale wiecie co pierwsze przyszło mi na myśl po przeczytaniu tej publikacji? Ewa Chodakowska i jej armia "Endorfinek". Jestem ciekawa, czy za każdym razem, kiedy pisze na swoim fanpejdżu, że spała trzy godziny, ale to nie zaszkodzi by o 2:00 nocy zrobić skalpel, bo jej życie będzie niepełne, to jest to zgodne z prawdą? Bo jeśli tak, to ewidentnie coś jest nie tak. Jako trenerka całej Polski powinna dawać dobry przykład, a dla każdego kto uprawia sport jest jasne, że odpowiednia ilość snu i czasu na regenerację to rzecz święta.
Pamiętacie Geri Halliwell? Ona też miała z tym problem, spędzała kilka godzin dziennie w siłowni i nie reagowała na to, że jej ciało się buntuje, aż w końcu nabawiła się zaburzeń odżywiania i stała się sportową maniaczką. Madonna też się nie oszczędza. W ogóle wśród gwiazd chyba mało jest takich, którzy nie przejmują się swoim wyglądem, chyba każdy ma swojego osobistego trenera i dietetyka. Jak tu nie zwariować?
Wszystkim zainteresowanym polecam przeczytanie
tego, bo można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy.
Co Wy na to? Może kogoś z Was to dotyczy? Chętnie poznam Wasze zdanie na ten dość kontrowersyjny temat.
Pozdrawiam!
źródło