sobota, 27 kwietnia 2013

Happy Birthday to me :)

No i stało się. Kolejny rok minął jak pstryknięcie palcami, 24 lata za mną, prawie ćwierć wieku :) Z tej okazji zrobiłam ostatni pożegnalny trening, bo minęło sześć tygodni i pora na zmiany. Zastanawiam się nad kilkoma opcjami, ale muszę się skonsultować z kilkoma osobami i jak ułożę sobie coś sensownego, to na pewno się o tym dowiecie :)
Na prezenty już chyba jestem za duża, ale za to dostałam piękne kwiatki od Księcia, w końcu nie róże, które wg mnie są oklepane. I mogę śmiało powiedzieć, że to najładniejszy bukiet, jaki dostałam :D 


Wcześniej coś mi kołatało w głowie, że skoro moje urodziny wypadają akurat w piątek, to trzeba będzie to oblać, ale chyba naprawdę z biegiem lat to już przestaje być takie fajne. Pozwoliłam sobie na jedno Somersby, swoją drogą pierwszy raz w życiu to piłam i jest smaczne, ale wg mnie to jest tylko dla smaku, więcej niż jednego nie dałabym rady wypić. Podsumowując - był to dzień jak co dzień, tylko ładniej się ubrałam i wyprostowałam włosy ;)


Pozdrawiam!

środa, 24 kwietnia 2013

Pull up - ćwiczene dobre na wszystko.

Pull up - czyli podciąganie na drążku to jedno z podstawowych, ogólnorozwojowych ćwiczeń z własnym obciążeniem. Angażuje bardzo dużo mięśni, co widać na załączonym poniżej obrazku:
Wszyscy wiemy jak ono wygląda, z boku wydaję się proste do wykonania, ja jak zwykle pomyślałam sobie, że na pewno, ze trzy razy się podciągnę, z palcem w zębach. Jakieś dwa tygodnie temu postanowiłam pobożne życzenie zamienić w czyn i dopadłam sie do trzepaka na podwórku u mojego A. Zakasałam rękawy i do dzieła, oczywiście musiałam stanąć na krześle, żeby w ogóle dosiegnąć drążka. Złapałam i z całych sił się 'podciągnęłam'.... Szczerze mówiąc nie spodziewałam się rozdzierającego bólu mięśni brzucha i pod pachami, nie wspominam już nawet o tym, że się nie podciągnęłam ani razu. No dobra. Może raz. Do połowy. Po tym wystąpieniu miałam tzw. 'dziewicze zakwasy' - pierwszy raz w danym miejscu na ciele. Trzymały się przez pięć dni, przez pierwsze dwa miałam problem z podstawowymi czynnościami angażującymi mięśnie brzucha, nie chcecie wiedzieć, z jakimi ;) 
Teraz wzięłam się na sposób i zamiast od razu z grubej rury się podciągać, uczę się opuszczać, bardzo powoli, kontrolując ruch. Parę takich prób zaowocowało jednym całym podciągnięciem, więc coś się dzieje, co bardzo mnie cieszy :) 

Jak mówiłam, przerobiłam trochę różnych programów, ale teraz postanowiłam popracować nad podstawami, jeżeli nie będę potrafiła zrobić kilkunastu pompek (już potrafię), kilku podciągnięć na drążku, pistolsów itp., to nie będe usatysfakcjonowana. Teraz na tapecie są właśnie pull ups, nie mam odpowiedniego sprzętu ani dostatecznie dużej siły póki co, ale kombinuję jak mogę. Poważnie zastanawiam się na nad nabyciem drążka, niekoniecznie drogą kupna. Do wyboru mamy trzy podstawowe rodzaje. Drążek rozporowy, czyli taki: 
źródło

W środku zamontowany jest taki gwint, rozkręcamy go, by dopasować do szerokości ościeżnicy i voila.
Drążki rozporowe to dobre rozwiązanie dla osób, które posiadają małe fundusze, niewiele miejsca i nie mają większych ambicji związanych z podciąganiem, ponieważ niezbyt wiele można na nim zdziałać na dłuższą metę.

Drugi rodzaj to drążki zawieszane na drabinki/futrynę/inne miejsce. Wygląda on tak i daje już większe pole do popisu, chociażby ze względu na więcej przestrzeni.


źródło

I nareszcie 3 opcja, cadillac wśród drążków. Właśnie o takim marzę i śnię, mam nadzieję, że kiedyś hajs będzie się zgadzał i sobie taki właśnie zafunduję:




Mając taki sprzęt mamy bardzo dużo możliwości, ale cena dla kogoś, kto aktualnie jest bezrobotny jest dość duża. W ostateczności mój tato zgodził się pospawać mi takie cudo, więc może już niedługo stanę się szczęśliwą posiadaczką :)

Na koniec mały żarcik sytuacyjny, między innymi dlatego nie chce drążka rozporowego ;]

źródło
I kilka motywujących filmików:






 No i moja faworytka:


Oczywiście prócz podstawowego podciągania można wyczyniać różne inne akrobacje, ale to już wyższa szkoła jazdy, ja często wracam do tego filmiku i z uśmiechem patrzę sobie jak bardzo gdzieś mają grawitację Ci panowie, swoją drogą fajny kanał mają:









W ogóle jest tu jakaś lady, która się podciąga? Ile razy dajecie radę?

P.S. Jak widzicie, zaczynam eksperymentować ze stroną wizualną. Czas na zmiany, pozytywne mam nadzieję.

Pozdrawiam!





piątek, 19 kwietnia 2013

Takie tam, słit focie :)

Cieszę się jak dziecko, bo oficjalnie zainaugurowałam swój sezon biegowy. W końcu moja ulubiona trasa jest 'czynna' - błoto wyschło i nie zgnoję butów. Tęskniłam za nią, o taaaak.... Po siłowym to straszna rzeźnia, bo to bardzo terenowa trasa, ale wrażenia są tego warte :) Pierwsza część biegnie przez las, jak widać na niżej załączonym obrazku:

W lesie jest łatwo :)

Potem zaczyna się wieś polska, góry i doliny, które widać na drugim planie.
Trochę się odzwyczaiłam od bardziej wymagających biegów, bo w zimie biegałam asfaltowymi, prostymi drogami, ale już prawie wracam do formy. W tej chwili jestem padnięta, głodna i nie mam weny, przyznaję się bez bicia. Niemniej jednak ja i moje krówki serdecznie Was pozdrawiamy :) Złapałam je na parapecie dzisiaj, swoją drogą często im się zdarza tak siedzieć :

Od lewej Kinia (mama), Synek, i Pitusia aka Pitus :)

Btw, też tak macie, że im bliżej sezonu plażowego tym częściej dopada Was Słodyczowy Głód? :D Ja na razie dzielnie się opieram, obym wytrwała, bo Magnum w czekoladzie już prawie śni mi się w nocy hehe ;)


Skoro już tak wrzucam te zdjęcia, to jeszcze Wam pokażę mój pro-sprzęt, tak wygląda hantelek domowej roboty, uroczy, co nie? :D Dobrze, że paznokcie chociaż tym razem zrobione jak należy. Niech moc będzie z Wami! I wybaczcie ten najbardziej nieskładny tekst, jaki kiedykolwiek napisałam.



Pozdrawiam!

niedziela, 14 kwietnia 2013

Mój trening siłowy.

Tym razem odgapiam - dziewczyny (  Tygrysek i Fitblogerka ) napisały na swoich blogach o treningu siłowym, jaki wykonują, więc ja też pójdę za ciosem i podzielę się z Wami moim planem treningowym. Nie jest on bardzo rozbudowany, nie mam innego treningu na każdy dzień, za każdym razem robię to samo, ale mi się nie nudzi i sprawia przyjemność :) Geneza tego planu jest mało skomplikowana, jak zaczynałam ćwiczyć, chłopak doradził mi wybranie planu ze strony Scoobiego ( niestety już nie ma tego zestawu albo ja jestem ślepa ). Obecnie robię dokładnie to samo, jednak dołożyłam sobie po jednym ćwiczeniu na partie mięśni, na których mi zależy. Jest to FBW czyli trening całego ciała, trwa ok. 40 minut. Zaczynam od największej partii mięśni i kończę na najmniejszej czyli normalka. Pierwsza seria z hantlami, reszta ze sztangą i hantlami. A oto rozpiska: 


1. Przysiad ze sztangą barkach -     1 seria - 2 x 13 kg/ 2 s. 33 kg/ 3 s. 35 kg
2. Lunges -   jak wyżej.
3. Podciąganie sztangielki w opadzie - 1s. 2 x 10 kg/ 2 x 13 kg/ 31 kg
4. Wiosłowanie nachwytem - 1s. 2 x 10 kg/ 28 kg/ 31 kg 
4a. Martwy ciąg na ugietych nogach - ciężar jak wyżej.
5. Pompki męskie - tutaj robię ile fabryka dała, staram się robić pompki powoli i kontrolować ruch, więc zazwyczaj wychodzi - 1s. 10-11, 2s. 8-9, 3s. 5-7.
6. Rozpiętki z hantlami - 1s. 2 x 10 kg, 2s. 2 x 12 kg, 3s. 2 x 13 kg.
6a.. Jeśli podczas rozpięteke nie czuję, że sobie dowaliłam, parę razy wyciskam hantle z tym samym ciężarem w superserii z rozpiętakmi.
7. Killer abs workout, moje ulubione.
8. Triceps dips, najpierw na sucho, potem kładę na nogach 2,5 kg i 5 kg w 3 serii.
8a. Jeśli mi mało, a zazwyczaj tak, to dokładałam francuskie wyciskanie, ale w tym wypadku ciężar jest ruchomy i zależny od zmęczenia mięśni.
9.Uginanie ramion - 1s. 10 kg/ 2s. 12 kg/ 3s. 12 kg z supinacją nadgartska, gwóźdź do trumny ;]
10. Wyciskanie nad głową - 1 s. 2 x 8 kg/ 2s. 2 x 10 kg/ 3s. 2 x 10 kg.

Jak widać, nie ma ćwiczeń na łydki, mam zamiar dorzucić, ale na razie tego nie robiłam, więc nie będę uwzględniać.


Nie wypisałam, ile robię powtórzeń, bo robię, ile dam radę, zazwyczaj nie przekraczam 11, wymaga to ode mnie bardzo wiele wysiłku. Po drugiej serii przysiadów i wykroków serce wali mi jak po sprincie i się trzęsę, ale kocham to uczucie :D Trzy takie rundy i nie wiem, którędy na górę. Po każdym siłowym ( poniedziałek, środa, piątek ) biegam, w tzw. dni nietreningowe też biegam albo robię jakieś inne aeroby lub Zuzkę. Za jakieś 3 tygodnie prawdopodobnie zabraknie mi ciężarów, biorąc pod uwagę progres z obciążeniem - czuję, że na bicka i do podciągania w opadzie mogłabym spokojnie dorzucić ze 2 kg, jeśli nie więcej. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to trening idealny i na pewno pogwałciłam milion zasad, do których należy się stosować przy układaniu go, ale ja sobie nie zrobiłam krzywdy. Poza tym nikomu nie karzę z niego korzystać.

Mówi się, że trening na redukcję to mały ciężar i dużo powtórzeń. Robiłam tak i nic z tego nie miałam. Robiłam mnóstwo różnych treningów, które 'działają cuda' - nie kwestionuję tego, jednak na mnie nie zadziałało aż tak bardzo, jakbym chciała. Nie tak jak w ciągu niecałych dwóch miesięcy, a właściwie 5 tygodni, ten trening siłowy. Znowu musicie mi uwierzyć na słowo, bo nadal nie mam mozliwości zrobienia porządnych zdjęć, jednak jestem coraz bliżej i może już niedługo moje wyniki ujrzą światło dzienne :) Ja widzę zmiany, mój chłopak też i teraz wiem na pewno, że targanie złomu to moja dyscyplina. 

Źródło



Pozdrawiam!


czwartek, 11 kwietnia 2013

Nie daj się zwariować!

 Jak utrzymać dietę, realizować plan treningowy, nie popaść w paranoję i nie zadręczyć znajomych?
Ja na początku byłam wręcz nieznośna, bo istniał dla mnie tylko jeden temat i na palcach jednej ręki mogłabym wyliczyć osoby, które były na tyle odważne, żeby się w ogóle wdawać w jakąkolwiek dyskusję ze mną ;] Potem ochłonęłam, ale w głowie i tak miałam tylko jedno. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że zaczynam świrować i staje się to moją obsesją, co mnie zresztą nie dziwi, bo jak wspominałam, moje drugie imię to kompuls i zawsze strasznie sie na wszystko podpalam.  

 Wiem, że na początku ciężko podchodzić do takich zagadnień jak dieta i ćwiczenia z dystansem, bo dla wielu osób oznacza to zmianę swojego trybu życia o 180 stopni, co wymaga poświęceń na różnych frontach i często to nie brak motywacji jest problemem tylko brak sprzyjającyh okoliczności, ale to tylko mała dygresja. Każdy, kto zaczyna nowy etap w swoim życiu, jakim jest bycie fit, na początku czuje się mniej więcej tak: 


Nagle takiej osobie zwala się na głowę milion pięćset złotych rad - z internetu i zasłyszanych to tu, to tam (OMG, OMG, kto ma rację?!)- które nie zawsze są takie złote, na jakie wyglądają. Nie raz, nie dwa przekonałam się, że słuchanie tego ('nie ćwicz z tymi 1 kg hantlami, bo będziesz miała łapy, jak Pudzian') nie ma sensu, bo tylko wpędza nas w tę chorą gonitwę. Powiecie zapewne, że łatwo mi mówić, bo mam już 3 letni staż, ale to wcale nie jest dużo, jestem wręcz raczkująca i dopiero teraz, po wielu próbach i błędach, zaczynam dochodzić do tego, o co w tym wszystkim chodzi. Oczywiście i tak wyszło na to, że mój chłopak miał rację, ale ja chciałam popróbować różnych rzeczy, ot ludzka natura. Popróbowałam i okazało się, że tak naprawdę nic wielkiego na tym nie zyskałam, a tylko straciłam czas, bo po powrocie do treningu siłowego w ciagu trzech tygodni zauważyłam takie zmiany, że aż nie chce mi się wierzyć, ale o tym w innym poście.

 Przede wszystkim jeśli już zabierasz się za uczynienie swojego życia ( i ciała) lepszym i szukasz pomocy w internecie, to radzę skorzystać ze stron i for (podobno 'forów' też jest dopsz), na których wypowiadają się osoby mające pojęcie na ten temat, a nie takie którym się wydaje, że je mają. Jak zatem to rozróżnić? Prosta sprawa, wystarczy rzucić okiem na kilka postów lub zakładek - jeśli zobaczysz gdzieś chociaż wzmiankę o odchudzaniu na diecie 1000 kcal lub o robieniu 500 brzuszków, to bierz nogi za pas i szukaj gdzie indziej. Strony internetowe o wysokiej wartości merytorycznej, na które ja zaglądam to między innymi http://www.kulturystyka.pl, http://www.sfd.plhttp://www.potreningu.pl. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że dwie pierwsze są skierowane głównie do mężczyzn, ale na przykład na sfd.pl jest cały dział poświęcony kobietom, które ćwiczą i jedzą na poważnie. Opracuj na początek jeden nieskomplikowany trening - żeby się nie zniechęcić - i trzymaj się go mocno. Nie kombinuj i nie miksuj 5 różnych programów, bo więcej często nie znaczy lepiej. Jeśli nie potrafisz ułożyć swojego pierwszego treningu, poproś o radę dziewczyny z sfd, wystarczy założyć swój wątek i wypełnić ankietę, a wszystko dostaniesz na tacy. Nie bój się ćwiczyć siłowo, a gdy już zaczniesz, dawaj z siebie 110%, bardzo szybko zgodzisz się ze mną, że warto.  

Co do diety, zasada jest taka sama - korzystaj z pomocy osób, które mają na ten temat pojęcie, uzyskane informacje przepuszczaj przez gęste sito i wybieraj tylko to, co jest wartościowe. Jedz czysto i przetłumacz sobie, że jesz po to, by żyć, a nie żyjesz, by jeść. Jedzenie to przede wszytskim paliwo dla naszego organizmu. Nie mówię, że masz jeść samą kaszę i popijać ją surowym jajkiem, ale skup się na tym, by dostarczać swojemu ciału niezbędnych składników w odpowiednich ilościach i wszystko będzie w porządku. Po czasie dojdziesz do takiej wprawy, że jedzenie będzie dobre i dla ciała i kubków smakowych ;) Świetnym przykładem jest Fitblogerka (to tylko część jej możliwości kulinarnych ;), która tworzy takie pyszności, że mogłabym się z nią ożenić ;p Pamiętaj, że im krótszy skład na opakowaniu danego produktu, tym jest on dla Ciebie lepszy.  
  Strasznie wkurza mnie ta otoczka zbudowana wokół bycia fit, wg mnie to powinno być miłe doświadczenie, coś co sprawia nam przyjemność, a tymczasem wszystkie kampanie i reklamy osławionych środków na odchudzanie oraz cudownych terapii spalających 1 kg tłuszczu tygodniowo zaczynają się od słów: 'Masz dość ciągłej męczarni związanej z dietą i ćwiczeniami...?'. Wcale się nie dziwię, że zaczynamy traktować to jak coś niemiłego, gdy ciągle to słyszymy. I po raz kolejny powtórzę, że cierpliwość i czas to najlepsze suplementy. Po namyśle mogę do tego dorzucić jeszcze uczciwość wobec siebie, bo bez tego ani rusz.
I najważniejsze! Dbaj o siebie, nie tylko pod względem fizycznym, nie zadręczaj się ciągłym roztrząsaniem rzeczy, na które nie masz wpływu, a diety i treningu nie traktuj jak przykrego obowiązku. Rób to, co do Ciebie należy, a reszta niech się po prostu dzieje. Myśl o sobie pozytywnie, wyobrażaj sobie swój cel i wierz w to, że go osiągniesz, a nie miej na to nadzieję.

To chyba byłoby na tyle, dziękuję za uwagę :)

P.S. Od tygodnia mam bardzo ograniczony dostęp do internetu i to się w najbliższym czasie nie zmieni, dlatego zamilkłam. W miarę możliwości będę starała się jednak coś pisać :)

Pozdrawiam!







wtorek, 2 kwietnia 2013

Kwestia postrzegania.

Hej lejdis, jak tam po świętach? Jest 5 kg więcej na wadze? Ja nawet nie wiem, bo jeszcze nie zdążyłam wejść na nią wejść z towarzyszącym mi dreszczykiem emocji.  A tak serio, to nawet nie będę tego sprawdzać, bo nie żarłam jakby jutra miało nie być. Naprawdę nie rozumiem tej zasady, że jak święta to trzeba się nażreć, ile wlezie. Owszem jadłam ciasto i się do tego przyznaję, ale bez popadania w paranoję ;] To tytułem wstępu. Ale do czego dążę? Otóż ostatnio robiłam blogową prasówkę, normalna sprawa i jedna z koleżanek po fachu napisała posta z okazji prima aprilis, też normalna sprawa. Generalnie poszło o doklejenie swojej twarzy do sylwetki otyłej kobiety, z pytaniem co sądzimy o jej progresie w kwietniu. Wszystkie komentarze wskazywały na to, że żarcik się udał i było zabawnie czyli efekt został osiągnięty, jednak jedna osoba (anonimowy) zapytała czy koleżanka ma coś do otyłch kobiet. Jeszcze kiedyś pewnie byłabym tak samo oburzona, ale im jestem szczuplejsza i sprawniejsza, tym bardziej moje podejście do tematu się zmienia. Niestety, uważam, że znaczna nadwaga i otyłość nie jest normalna. I nie chodzi tylko o względy estetyczne. Bo jeśli popatrzymy na to przez pryzmat zdrowia, to taki stan nie jest dla człowieka naturalny. Otłuszczone serce, wątroba i inne narządy wewnętrzne też nie są normalne, tak jak zadyszka po wejściu na 10 schodków i niemożność zawiązania butów (bo brzuch przeszkadza). Ogólnie chodzi mi o wszystkie codzienne czynności, których osoby otyłe nie mogą wykonać, ze względu na tuszę. 
Pamiętam jak sama byłam wiecznie rozgoryczona i wkurzona, bo idąc do sklepu po spodnie zazwyczaj wychodziłam z pustymi rękami i łzami w oczach, bo w żadne się nie mieściłam i pomstowałam, że to dyskryminacja. Po raz kolejny, dopiero po czasie doszłam do wniosku, że nikt mnie nie dyskryminuje, bo są sklepy z odzieżą dla grubasek, mogłam tam iść i kupić sobie spodnie, ale ja za wszelką cenę chciałam sobie udowodnić, że nie jestem gruba, tylko oni (producenci) specjalnie zaniżają rozmiary, żeby zrobić mi na złość. Doprawdy urocze.
Kolejna rzecz to taka, że jeżeli otyłość byłaby normalna, to ludzie rodziliby się szczupli i grubi, a z tego co mi wiadomo, jeśli dziecko od początku prawidłowo się odżywia nigdy nie robi się grube z powietrza. Naprawdę nie wiem, dlaczego tak ciężko jest zrozumieć, że sadło nie robi się znikąd tylko z powodu jedzenia zbyt dużych porcji i złych rzeczy, więc jeżeli ktoś jest grubasem, to nie powinien mieć pretensji do społeczeństwa tylko do siebie. Pomijam tu takie przypadki jak choroba lub zaburzenia hormonalne. Zdrowa osoba, która nie żre świństw, nie utyje, nawet jeśli nie będzie 3 razy w tygodniu chodzić na siłownię. Teraz pewnie będzie refleksja, że przecież każdy ma inny metabolizm, więc po raz kolejny powiem, że jeżeli nie żresz za dużo syfu to nie będziesz grubasem. 
Kiedyś też wydawało mi się, że nie muszę być piękna i szczupła, bo mam 'coś' w głowie i to mi wystarczy. Mało tego, można powiedzieć, że wręcz gardziłam tymi wszystkimi kolesiami, którzy chodzą na siłownię, bo pakowaniem łap znajmują się tylko półmózgi i debile. A dziewczyny, które coś trenują są puste i nic sobą nie reprezentują (mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam, a jeśli tak to trudno. Teraz już tak nie myślę) . Okazało się, że nie miałam racji i sama byłam zwyczajnie ograniczona i uprzedzona. Nie miałam na ten temat zielonego pojęcia i się wypowiadałam. Głupota, ale na szczęście tylko krowa nie zmienia poglądów i moje 'coś' w głowie pozwoliło mi wziąć się w garść i rychło w czas przejść na dobrą drogę. Dlaczego uważam, że to jest dobra droga? Chociażby dlatego, że nic nie pomogło mi tak ukształtować charakteru i dobrych nawyków, jak sport. A 'żelastwo' najbardziej. Bo siłownia rzeźbi nie tylko mięśnie moje drogie panie. Kiedyś mogłam sobie obiecywać poprawę, że nie będę już odkładać niczego na później, że JUTRO wstanę rano i w końcu zacznę biegać, cokolwiek... Ale dopiero jak zaczęłam ćwiczyć i pokonywać własne słabości, nauczyłam się konsekwencji, po prostu kiedyś nie sądziłam, że mogę być zdolna do takich rzeczy, jakie robię teraz :) Nawet moi znajomi są tego samego zdania, że ja, wiecznie niezorganizowana i niekonsekwentna potrafiłam narzucić sobie taką dyscyplinę. 
A co do względów estetycznych, to nie ma co ukrywać, że otłuszczone, sfłaczałe ciało jest ładne, bo nie jest i tyle, chociaż są amatorzy takich wdzięków. W związku z tym też nie widzę powodów, żeby narzekać na dyskryminację.
No i nie na darmo mówi się, że sukces nosi rozmiar S, tego chyba już nie muszę komentować. I wiem, że w tym przypadku też zdarzają się nieliczne wyjątki.
Podsumowując - neguję otyłość, czy komuś się to podoba czy nie. I zgadzam sięz tym, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. I wszystko to kwestia postrzegania.