sobota, 9 listopada 2013

Oldschool, baby!

Wczoraj był piątek, co u mnie oznacza trening nóg i pośladków. Nie chciałam się opierniczać, bo akcja się zaczęła, ale wolałam też nie szaleć, bo tym razem zepsułam kolano (ale tylko trochę na szczęście...). W myśl starego indiańskiego przysłowia, że lepszy lekki trening, niż żaden, po zrobieniu dwóch serii z lekkim obciążeniem przeniosłam się na podłogę i zabrałam się za tak zwane 'dywanówki'. Nie był to żaden konkretny program treningowy, raczej moja własna, freestylowa kombinacja ćwiczeń, które radośnie wykonywałam jakieś 3 lata temu o tej samej porze, gdy byłam jeszcze zielona w te klocki i po dwóch seriach donkey kicksów piekła mnie dupa, a siadanie naprawdę bolało... Serio. Ok, tyle tytułem wstępu. 

Dążę do tego, że wczoraj pierwszy raz od nie-pamiętam-kiedy podczas treningu towarzyszył mi ten hurraentuzjazm i uczucie, że autentycznie się bawię. Nie chcę przez to powiedzieć, że teraz ćwiczenia to dla mnie skaranie boskie i agonia, po prostu wpadłam już w pewną treningową rutynę, bo nic nowego nie robię od dłuższego czasu. To jest jeden z licznych argumentów, który przemawia za wymianą starego programu treningowego na nowy co jakiś czas, tak na marginesie... Przypomniałam sobie, że jak się człowiek dobrze postara, to można sobie dać w kość nawet dywanowym treningiem. Niby robiłam to samo, co kiedyś, ale teraz mając większe doświadczenie w wykonywaniu poszczególnych ćwiczeń i kontrolowaniu pracy mięśni mogłam z takiego 'lajtowego' treningu wycisnąć naprawdę wiele. Do tego więcej powtórzeń każdego ćwiczenia, trochę utrudniających modyfikacji i voila... Mamy trening, który sponiewierał mnie, trochę szydzącą właśnie z takich ćwiczeń, odkąd przeniosłam się na poziom złomu. Dzisiaj mogę z ręką na sercu powiedzieć, że to był dobry trening, nie tylko ze względu na to, że dał mi popalić. Bardziej patrzę na to pod kątem urozmaicenia i nowych wrażeń, a mi jest to bardzo potrzebne, bo szybko się nudzę. Poza tym jestem bardzo sentymenatlna, lubię wspominać tak zwane stare, dobre czasy. A właśnie wtedy, kiedy zaczynałam moją przygodę ze sportem, wydarzyło się wiele rzeczy, które zawsze będę miło wspominać :) Teraz na pewno raz na jakiś czas będę właśnie w ten sposób ćwiczyć.






A Wy lubicie 'dywanówki'? Czy raczej siłowy bardziej Wam pasuje? 


Pozdrawiam!

8 komentarzy:

  1. Ja uwielbiam dywanówki, ale tylko dlatego,że nie poznałam siłowni i raczej nie chcę poznawać, bo po co mam zawadzać miejsce innym ;) Siłownia, to dla mnie miejsce dla ludzi wyposażonych w wiedzę, którzy potrzebują więcej/mocniej się docisnąć ALBO ludzi którzy tylko udają,że coś wiedzą a potem krążą o nich filmiki w Internecie "kretyn na siłce", czyli jak nie korzystać ze sprzętów. Wystarcza mi swoje własne godzinne katownie z Youtubem i stoperem. Wiem, że od skakania na skakance na łydce nie wyrośnie mi druga głowa, a przy używaniu butelki wody zamiast hantli nie rozbuduję pudzianowskich biców.
    Chyba najważniejsze to czerpać przyjemność cielesną i psychiczną z treningów czy to dźwigając żelazo przed lustrem siłowni czy cisnąć brzuszki na macie z Decatlonu w domu. Ot i moja opinia naturszczyka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś miałam misję udowadniania wszystkim, zwłaszcza kobietom, że tylko ćwicząc siłowo mozna coś osiągnąć. Teraz już od jakiegoś czasu tego nie robię, bo nie każdemu musi pasować estetyka fintessowej sylwetki. Każdy robi to co lubi, więc jak ktoś lubi sie tarzać na dywanie i podskakiwać przed komputerem, to śmiało :) Nie hejtuję, nie popieram, po prostu toleruję to i akcpetuję :)

      Usuń
    2. Porzucenie poczucia misji to znak, że już okrzepłaś i dojrzałaś w tym, co robisz :) mnie pozostały jeszcze wewnętrzne ciągoty, ale wrzucam na luz, niech sobie dziubią, co chcą.

      Usuń
  2. ''mogłam z takiego 'lajtowego' treningu wycisnąć naprawdę wiele.'' o właśnie i takie podejście mi się podoba:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja lubię i to o to. Wcześniej robiłam tylko dywanówki (mel b, ewa, fitness blender) do tego a6w, insanity i wiele innych. Później zaczęłam trening siłowy, najpierw ćwiczyłam treningi siłowe z fitnessblender. Takie trochę machanie bez ładu i konkretnego planu. W końcu wykupiłam sobie plan na "potreningu", za mną już 8 tyg regularnych treningów. Aktualnie opracowuję z trenerem nowy plan, aby mięśnie dostały nowych bodźców. I od poniedziałku startuję na nowo.. a po nowym roku - redukcja (o ile wcześniej "mi nie odbije").

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ile kosztuje taki plan? I jak wrażenia?

      A co do redukcji przed nowym rokiem, to nie polecam, bo święta nia sprzyjają odchudzaniu ;)

      Usuń
  4. Miks wszystkiego po trochu jest chyba najlepszym rozwiązaniem i pozwala uniknąć nudy :) Dlatego ja mam 2x w tygodniu bieganie, 2x typową siłówkę a w soboty kombinuję właśnie domowe dywanowe :) Ewentualnie odpalam Move Fitness na konsoli i też się męczę solidnie przy tym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze chciałam sprobówać tych gier na Move Fitness. Konsola jest, tylko kontrolera brak, ale może się dorobię kiedyś :)

      Usuń