Jeśli chodzi o bieganie, to jestem cieniasem. Niestety, nie należę, do osób, które przed śniadaniem robią 5 kilometrów z palcem w zębach i nawet za bardzo się przy tym nie spocą. Lubię biegać, ale zazwyczaj w moim wykonaniu trwa to 30 minut, bo więcej mi się nie chce/bolą mnie nogi/złapała mnie kolka. A czasem wszystko na raz i wtedy to nawet te 30 minut to dla mnie mega wyczyn. Parę dni temu przeczytałam na tym blogu wpis o tym, jak dziewczyny przebiegły maraton. Byłam i nadal jestem pewna podziwu, bo to 42 KILOMETRY!! Na chwilę obecną wiem, że maratonu na pewno bym nie przebiegła, bo fizycznie nie dałabym rady i tyle. Jakbym sie uparła to może w połowie przebiegłabym półmaraton, ale to byłaby zapewne agonia.
Wczoraj, bez jakiegoś szczególnego planowania postanowiłam sobie pobiegać, pogoda dla mnie była idealna - brak słońca i lekki wiaterek (jak jest gorąco, po 5 minutach biegu jestem zziajana jak koń po westernie i na tym się kończy). Oczywiście miałam zamiar machnąć moją standardową trasę, czyli koło boiska skręcić w prawo, ale coś mnie tknęło i pobiegłam w lewo. Czyli do sąsiedniej wioski oddalonej o 4 kilometry, ciągle pod górkę. Po prostu pomyślałam sobie w międzyczasie, że jak dziewczyny dały rade przebiec 42 kilometry, to ja dam radę przebiec 8, bo chcę to zrobić i tyle. I naprawdę, to działa. Kiedyś myślałam o tym, żeby tam pobiec, ale zawsze się zniechęcałam, dla zasady bo to daleko i na pewno nie dam rady. A wczoraj miałam w głowie jedną myśl: 'Po prostu biegnij i nie myśl o tym, ile przed Tobą, tylko ile już za Tobą'.
Gdybym tylko przez chwilę pomyślała wczoraj, że nie dam rady, to prawdopodobnie zatrzymałabym sie i resztę drogi pokonałabym idąc. Ale dzięki pozytywnemu nastawieniu i wierze w to, że mi się uda, zrobiłam swoją życiówkę, może tempo i czas nie powalają na kolana, ale jeszcze NIGDY nie biegłam bez przerwy przez 50 minut. Dla mnie to osobisty sukces i dowód na to, że siła psychiczna jest ważniejsza niż fizyczna. Dlatego między innymi zakochałam sie w sporcie, bo dzięki takim osiągnięciom, jak wczoraj wiem, że MOGĘ WSZYSTKO.
P.S. Zakwasy dzisiaj są dla mnie jak nagroda :D
Pozdrawiam!
42 kilometry to wbrew pozorom nie tak daleko!
OdpowiedzUsuńJa w swoim zyciu jeszcze nie przebieglam zadnego maratonu, ale chce to zmienic!
I pomyśleć, że zakwasy mogą być czymś przyjemnym ;-) Pozdrawiam i zapraszam do mnie: fit-fit-and-fit.blgspot.com
OdpowiedzUsuńTeż jak wyjdę pobiegać to robię ledwo 5 km. Jakoś nie zbyt fascynuje mnie bieganie. Wolę wyjść na rower albo rolki.
OdpowiedzUsuńAle gratulacje! Mam nadzieję, że i ja kiedyś pobiegnę więcej ;D Mam w planach 10 km... ale to za jakiś czas ;)
Mam tak samo- piona! (;
OdpowiedzUsuńGratuluję! To jest magia pozytywnego myślenia :D
OdpowiedzUsuńZawsze wiedziałam, że to działa, ale po tym jestem przekonana na 10000% :)
UsuńNominowałam Cię do ''The Versatile Blogger'' .
OdpowiedzUsuńhttp://happyactivelifestyle.blogspot.com/2013/08/the-versatile-blogger.html
:)
O tak, mnie w chwilach krytycznych w trakcie biegania/ćwiczeń motywuje "jeszcze trochę, już za zakrętem, ostatnia prosta" i muzyka! Odpowiedni kawałek, który leci gdy opadam z sił i od razu mam załadowany nowy akumulator :)
OdpowiedzUsuńZe mną jest tak: jak biegnę sama, to padam...szybko, jak biegnę z jakimś towarzystwem: mogę i maraton XD
OdpowiedzUsuńA ja właśnie mogę tylko sama ;]
UsuńJestem początkującym biegaczem i znam ten ból :) Tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńOgraniczenia istnieją tylko w naszych głowach!
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam biegać, ale wszystko stopniowo. Dasz radę przebiec nawet maraton ! :)
Skoro tak mówisz, to nie mogę Cię zawieść :D
UsuńTo prawda! Siła umysłu górą!
OdpowiedzUsuń:) dla mnie początkującej 30minut biegu to jak 10xmont everest:) wyczekuję tego momentu,gdy będę się z tego już tylko śmiać.początki są dla mnie wielkim wyczynem.
OdpowiedzUsuńHej, zapraszam Cię do dołączenia do mojego spisu blogów - fitblogerzy.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
mój rekord to 21 km ;)) Nie wiem jak to zrobiłam, po przebiegnięciu około 6 stwierdziłam że chce biec na błonia no a potem musiałam jakoś wrócić ;D a potem przez tydzien nie mogłam chodzić ;)) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWow jestem pod wrażeniem. Właśnie zaczynam biegać, dzięki że pokazałaś mi że MOŻNA : )
OdpowiedzUsuńPowiem, że bardzo motywujący post. A nie myślenie o tym ile jeszcze do końca pomaga :)
OdpowiedzUsuńWiem o czym mówisz! Miałam tak samo... zawsze :nie dam rady... jestem za słaba, nie mam siły... a teraz : Chcę to biegnę!
OdpowiedzUsuńAle duuużym wsparciem są wpisy innych biegaczek. Uwielbiam je czytać wieczorem przed snem ;) Bo rano wstaje pełna energii i nastawiona na bieganie ;)